• kolejny anarchol@szmer.infoOP
    link
    fedilink
    Polski
    arrow-up
    0
    ·
    6 months ago

    tak, doprowadzimy do rewolucji która potrzebuje ruchu masowego w pierwszym świecie, gdzie większość wybiera konformizm. masz absolutną rację. wnoś w górę czerwony sztandar towarzyszu! ludzie, nie mamy przełomyu XIX oraz XX wieku. dodatkowo nie chcę być złośliwy, ale chyba trochę zignorowałeś (celowo, bądź nie) sierp i młot w swojej zmiance na temat autorytaryzmu. zresztą zapędy autorytarne są widoczne nawet wśród anarchistów od bardzo dawna. nawet nikt nie mówił o porzuceniu walki, to narracja którą sam sobie dorabiasz w celu wytworzenia strawmana złych anarchistów lifestylowców

    • Mikhail_Bakunin@szmer.info
      link
      fedilink
      arrow-up
      0
      ·
      6 months ago

      Twierdzisz że rewolucja jest niemożliwa w XXI wieku ale nie nawołujesz do porzucenia walki? W takim wypadku walki o co, o reformizm?

      • kolejny anarchol@szmer.infoOP
        link
        fedilink
        Polski
        arrow-up
        0
        ·
        6 months ago

        czy walka jest jednoznacza z rewolucją? czy mamy do wyboru jedynie dodatkowo reformizm? naprawdę, masz bardzo wąską perspektywę

          • obywatelle (she/her)@szmer.info
            link
            fedilink
            arrow-up
            0
            ·
            6 months ago

            To jedna z najgorszych dychotomii jakie znam: “skoro nie możesz obalić systemu, to w takim razie powinieneś w nim żyć i go afirmować”. To dopiero podejście które odbiera sprawczość i neguje wszystkie aktywności, które nie prowadzą do Wielkiego Celu.

            Nie, istnieje pierdylion wyjść pośrednich. Robienie wyrw, życie w szczelinach, ogarnianie różnego rodzaju aktywności uprzyjemniających życie w systemie tobie i innym. Atakowanie systemu tam, gdzie w danym momencie jest to potrzebne żeby ochronić konkretną grupę osób albo wywalczyć daną sprawę. TBH to większość dzisiejszych anarchistów (i nie tylko) tak właśnie żyje i robi, tylko wielu z nich ciągle nie może zrozumieć że to po prostu maks tego co można osiągnąć i wciąż roją sobie, że jakaś wielka globalna zmiana jest możliwa. Przecież nikt chyba nie wierzy na poważnie, że gotowanie jedzenia bezdomnym zmienia świat. Ale zmienia jakiś świat, w konkretnym kontekście i realnie* komuś* pomaga. Najgorsze co można zrobić to albo czekać biernie na rewolucję, albo frustrować się i wypalać w codziennych działaniach, bo widzisz że one do tej rewolucji nie prowadzą.

            Tymczasem aktualnie nie tylko się na nią nie zanosi, ale wręcz jest gorzej: interferencje w postaci nieodwracalnych już w tym momencie zmian klimatycznych są czynnikiem, który skutecznie zaburzy w przyszłości wszystkie wielko-rewolucyjne rojenia i dalekosiężne działania. Nie mamy już czasu, by “pracą u podstaw” wydziergać sobie powoli drogę ku rewolucji, bo efekty tej pracy będą coraz częściej szybko niszczone przez pogłębiający się chaos. W czasach niepewności nikt nie będzie się przejmować ideami, które są nam bliskie: humanitaryzmem, egalitaryzmem, sprawiedliwością społeczną. Większość ludzi w obliczu dylematu “ja czy ktoś inny” wybierze siebie - wystarczy że stawka będzie odpowiednio wysoka. Jeśli będziemy chcieli przetrwać w tym świecie, musimy stworzyć takie przestrzenie i takie wspólnoty, takie kręgi wsparcia, które będą cechować się pewną odpornością na te zewnętrzne zawirowania. Bo niestety na wiele innych elementów zwyczajnie nie będziemy mieć wpływu.

            Nie będzie zbawienia dla świata. Ale możemy zbawić się sami, w swojej skali.